poniedziałek, 23 września 2013

Beauty: Trzy nowe lakiery



Hej kochane! 

Dziś tak jak obiecywałam ostatnio prezentacja trzech, nowych lakierów do paznokci! Jak wiele kobiet (a przynajmniej tych które znam) mam problem z lakierami, chyba jestem uzależniona od kupowania tego kosmetyku. Z pomadkami, błyszczykami, różami jakoś sobie radzę, zawsze uda mi się przemówić do rozsądku "przecież masz już taki kolor" z lakierami natomiast nie potrafię sobie poradzić. Choćbym miała 10 różowych lakierów do paznokci, to ten który właśnie trzymam w dłoni, jest zupełnie inny niż tych 10 pozostałych ;) Dziś jednak nie o różach, a o beżach, brokatach i koralach! ;)




Tak prezentują się te śliczności w buteleczkach, niestety nie posiadam zdjęć lakierów na paznokciach, jestem jednak pewna, że pojawią się one na moim instagramie <klik>  :) 
A teraz coś więcej na temat samych lakierów. 

  • Revlon - "030 GRAY SUEDE" nudziak idealny! Chyba najładniejszy lakier w odcieniu nude jaki mam i miałam kiedykolwiek. Świetnie pasuje do koloru mojej skóry (wiem, że dziwnie to brzmi, ale nieraz lakiery po prostu nie pasują do naszej karnacji, dłonie nie wyglądają wtedy ładnie). Konsystencja lakieru bardzo fajna, lakier ładnie się rozprowadza, nie tworzy smug. Do idealnego pokrycia wystarczą dwie warstwy. Pojemność 14.7 ml. Olbrzym! Pędzelek ok, nie za duży, nie za mały :) Cena ok 15 franków. 
  • Butter London - "The black knight" Mój pierwszy lakier tej firmy, który był tak na prawdę zachcianką, w sumie nie jestem jakąś ogromną fanką brokatów, używam ich tylko zimą i jesienią ;) Ale ten lakier jak najbardziej wpisuje się w jesiennie klimaty ;) Lakier jest mieszanką różowego i niebieskiego brokatu, z przewagą tego pierwszego. Konsystencja dość "tępa", po pierwszej warstwie widoczne smugi, po drugiej też ;p Do idealnego pokrycia paznokcia potrzebne są trzy warstwy lakieru. Pojemność 11 ml. Pędzelek bardzo mały, idealny do małej płytki paznokcia, u mnie się niestety nie sprawdza :( Cena też pozostawia wiele do życzenie, ponieważ lakier kosztował aż 25 franków. 
  • Astor - "207 / 840 Creamy Coral" kolejny lakier z którego jestem bardzo zadowolona i choć jest to mój pierwszy lakier marki Astor, to na pewno nie ostatni! Kolor przepiękny, znów muszę wspomnień, o dopasowaniu do karnacji ;) Konsystencja, bardzo kremowa, miła w nakładaniu na paznokieć, nie tworzy smug. Wystarczy jedna warstwa lakieru, gdy nie mamy czasu na nakładanie drugiej :) Ja jednak zawsze nakładam dwie. Pojemność 12 ml. Pędzelek również bardzo fajny, płaski co ułatwia nakładanie lakieru. Ceny niestety nie pamiętam :( 
O utrzymywaniu się lakierów na paznokciach nie piszę celowo, ponieważ, to indywidualna sprawa. 


To by było wszystko na dziś! Mam nadzieję, że wpis się Wam spodobał! Napiszcie mi co sądzicie o kolorach które wybrałam, czy miałyście okazję testować te lakiery ? Jak się u Was sprawdziły ? 


Całuję Sara ;* 




sobota, 21 września 2013

Beauty: New in




Cześć dziewczyny! 

Dawno nie było posta o tematyce kosmetycznej, dlatego dziś zapraszam Was na przejrzenie nowej zawartości mojego kuferka ;) 



Na pierwszy ogień, pielęgnacja twarzy. 
Krem Avene "Fluide matifiant" - Mattifying fluid używam już od około dwóch miesięcy i szczerze powiedziawszy jestem zachwycona tym produktem. Ma on za zadanie nawilżyć naszą skórę oraz lekko ją zmatowić, także idealnie nadaje się pod makijaż, twarz jest dobrze nawilżona i nie świeci się! Konsystencja produktu jest bardzo lekka, trzeba jednak odczekać chwilkę aż krem się wchłonie i dopiero nakładać podkład (ja zawsze po prysznicu kremuję buzię, a w czasie gdy krem się wchłania nakładam balsam na ciało ;) ) w przeciwnym razie krem potrafi się zrolować :( Jestem mu jednak w stanie to wybaczyć, ponieważ po dwóch miesiącach stosowania moja buzia jest  dobrze nawilżona, miękka i gładka, jak pupcia niemowlaka :P 
Wcześniej miałam problem z "szorstką" twarzą, teraz zupełnie zapomniałam o tym problemie! 
Pojemność to 50 ml, kosztował ok 30 franków. Także cena według mnie jest w porządku. Na całą twarz zużywam dwie pompki produktu, więc muszę również dodać plusa za wydajność :)

Krem Avene "Hydrance optimale" Rich.- Rich hydrating cream oraz Avene "Soin apaisant contour des yeux" Soothing eye contour cream  to dwie nowości których niestety nie miałam jeszcze okazji przetestować, ale które mam nadzieję sprawdzą się jak ich brat o którym pisałam wyżej:) 
Pierwszy to krem który kupiłam do stosowania na noc, drugi maluszek to krem pod oczy. Oba jak zapewniała pani w aptece powinny dobrze nawilżyć moją cerę oraz skórę pod oczami. 
Krem na noc (ten większy;) ) ma pojemność 40 ml i kosztował 30 franków i jest przeznaczony do skóry suchej i bardzo suchej. 
Krem pod oczy (maluszek :) ) ma pojemność 10 ml (co akurat bardzo mi się podoba, ponieważ jeszcze nigdy nie udało mi się zużyć kremu pod oczy do końca, przed upływem daty ważności;/ ) i kosztował 22 franki. 



Kolejnym produktem do twarzy który kupiłam, ale który nie do końca jest dla mnie nowością jest produkt marki Caudelie " Eau de beaute - Beauty elixir" czyli woda rozświetlająca. Przy pierwszym zakupie, kilka miesięcy temu nie byłam do niego przekonana w 100%  (ot zwykła mgiełka do twarzy:P ) przekonały mnie natomiast liczne, pozytywne recenzje oraz "chęć wypróbowania czegoś nowego". Po pierwszym użyciu byłam załamana, zapach oraz uczucie "pieczenia" na twarzy całkowicie do mnie nie przemówiły, zastanawiałam się jak dziewczyny mogą być oczarowane tym produktem, jego fenomen zrozumiałam dopiero po którymś z kolei użyciu! Eliksir świetnie odświeża naszą twarz, ale według mnie jego największym plusem jest to, że pięknie stapia makijaż! Nawet gdy przesadzimy z ilością pudru, po użyciu tego cudeńka makijaż wygląda naturalnie. 
To już moja druga buteleczka, ale coś czuję że nie ostatnia :) 
Pojemność to 100 ml, cena niestety dość wysoka ok 45 franków. Jest to natomiast bardzo wydajny produkt, ponieważ wystarczy psiknąć dwa, trzy razy na twarz i dekolt i to w zupełności wystarczy! Dodatkowymi plusami tego produktu jest to, że lekko nawilża naszą cerę, zmniejsza pory, ujędrnia cerę, relaksuje i rozświetla. 



Ostatnie dwa produkty które chciałabym Wam dziś pokazać, to kremy do rąk. Zacznijmy od tego z którego jestem mniej zadowolona :P Czyli Burt's bees "Hand cream" 100% naturalny krem do rąk który w swoim składzie na pierwszym miejscu ma olej migdałowy! Hm...zapowiada się ciekawie ? Niestety nie! Według mnie zapach jest nie do zniesienia :( Dlaczego nie zastanowiłam się nad tym przy zakupie ? Przecież ja nie znoszę marcepanu, a tak niestety pachnie ten krem :( Konsystencja tłusta, słabo się wchłaniająca, krem pozostawia na dłoniach tłusty "film". Pojemność 57 gr cena ok 20 franków. Według mnie pieniądze wyrzucone w błoto, no cóż, może mamie się spodoba, a jak nie to już sama nie wiem co z nim zrobić :P 

Drugi kremik L'Occitane "Dry skin hand cream" to przeciwieństwo "pszczółek". Kremik pachnie przepięknie, co jest oczywiście zasługą 20% shea butter, choć w jego składzie nie zabrakło również miodu, ekstraktów z migdałów i olejku kokosowego. Konsystencja kremu jest bardzo bogata, przez co krem nie do końca szybko się wchłania, ale i tak jestem mu to w stanie wybaczyć ;) 
Pojemność to 150 ml, cena ok 30 franków, nie mało, ale krem jest bardzo, bardzo wydajny, wystarczy naprawdę ociupinka by dobrze nawilżyć nasze dłonie. 


To by było wszystko na dziś! Mam nadzieję, że tego typu wpisy się Wam spodobają, ponieważ pojawi się ich na blogu zdecydowanie więcej! :) Napiszcie mi co myślicie ? Następnym razem zaprezentuję Wam nowe lakiery do paznokci! 

Całuję Sara